Pedagodzy nie chcą zmian planowanych przez ministra edukacji. Walczą o godną płacę i opowiadają się za powiązaniem jej ze średnim wynagrodzeniem w gospodarce.
Proponowane przez ministerstwo zmiany dotyczą m.in. awansu zawodowego, wydłużenia liczby godzin przy tablicy o 4 czy wprowadzenia 8-godzinnej dostępności nauczycieli dla uczniów i rodziców.
Doprowadzi to, zdaniem szefa Związku Nauczycielstwa Polskiego, Sławomira Broniarza, do masowych zwolnień nauczycieli i ograniczenia wymiaru zatrudnienia części nauczycieli do wymiaru poniżej połowy etatu.
– Proponowaną podwyżkę w rzeczywistości nauczyciele wypracują sobie sami – komentuje prezes ZNP w Tarnowie Józef Sadowski.
– 22 godziny plus 8, czyli to pensum nie jest 18, a 30 godzin, więc to jest różnica. Po dogłębnym zapoznaniu się z propozycjami ministra dochodzi się do wniosku, że nauczyciel sam sobie tę podwyżkę wypłaci, ponieważ dojdą godziny, dojdą zwolnienia nauczycieli, a więc nauczyciel sam wypracuje sobie te 1400 zł brutto. Poza tym mamy ograniczenia w stopniach nauczycielskich, już nie będzie pośrednich stopni, tylko będzie mianowany i dyplomowany. Do dyplomowanego trzeba będzie poczekać co najmniej 10 lat. W tej chwili, jeżeli ktoś się stara, to może być to 7 lat.
Propozycje MEiN zakładają m.in. zmniejszenie liczby stopni awansu zawodowego nauczycieli z czterech do trzech – likwidację stażysty i nauczyciela kontraktowego – i w ich miejsce wprowadzenie jednego.
Resort proponuje także podwyższenie tygodniowego obowiązkowego wymiaru godzin zajęć nauczycieli o 4 godziny (z wyjątkiem nauczycieli wychowania przedszkolnego).
Manifestacje odbyły się 9 października w Warszawie, między innymi w rejonie Ministerstwa Edukacji Narodowej czy Ministerstwa Spraw Zagranicznych.