Po lipcowych ulewach politycy znów zaczęli mówić o potrzebie budowy zbiorników retencyjnych. Jedna z takich inwestycji, która powraca jak bumerang, budzi więcej emocji niż konkretnych decyzji.
Chodzi o planowany od lat polder zalewowy na pograniczu gmin Szczurowa i Koszyce, który miałby pełnić funkcję zabezpieczenia przeciwpowodziowego dla doliny Wisły.
Projekt – choć nigdy nie zatwierdzony – wciąż nie został oficjalnie porzucony. I to właśnie ta cisza budzi największy niepokój mieszkańców, którzy protestowali przeciwko budowie.
Poseł Prawa i Sprawiedliwości Norbert Kaczmarczyk uważa, że presja społeczna może mieć realny wpływ na losy inwestycji.
W porannej audycji Słowo za Słowo zauważył, że plan inwestycji – choć z punktu widzenia państwa kosztowny – ma też wymiar polityczny.
– Doskonale zdajemy sobie sprawę z potencjału politycznego chociażby ministrów zainteresowanych tym, by poparcie uzyskać w tych gminach. I jeżeli ci politycy widzą, że jest duży sprzeciw społeczny to polityk musi zrewidować swoje plany. Tą oceną może być ewentualne wycofanie się z tej inwestycji, w to wierzę i temu ufam, że politycy poszli po rozum do głowy, bo mam nadzieję nie nie będziemy musieli wyjechać za chwilę na ulicę i protestować przeciwko tej inwestycji.
Poseł Kaczmarczyk, który sam mieszka w pobliżu planowanej inwestycji, nie krył irytacji. Jego zdaniem, zamiast realnych działań – takich jak pogłębianie rzek, czyszczenie koryt czy modernizacja przestarzałych wałów – politycy i urzędnicy skupiają się na papierowych projektach i ochronie przyrody, nie licząc się z ludzkimi dramatami.
– To jest trochę tak, że bociany, orły, żaby, bobry, drzewa są ważniejsze niż ludzie, gdzie cały czas mamy problemy z zakrzaczeniami na Wiśle, na Szreniawie. Jak jadę do Tarnowa to widzę jak to wszystko funkcjonuje. Rzeki nie są pogłębiane, wały, które przetrwały jeszcze z czasów komunistycznych są w fatalnym stanie. Zamiast się tym zająć i jednocześnie budować małe zbiorniki retencyjne w miejscach, gdzie nie zagrażają ludziom i ich biznesom to atakuje się ludzi.
Plan budowy zakładał powstanie jednego z największych polderów w Polsce, porównywalnego z tym w Raciborzu. Ale skala inwestycji oznaczałaby również dramat tysięcy osób: likwidację trzech miejscowości, wyburzenie 235 domów, kościoła, zabytkowego dworu i miejsc pracy.
Lokalna społeczność nie chce słyszeć o takim rozwiązaniu. Ich zdaniem polder nie tylko nie rozwiąże problemu, ale może wręcz go pogłębić – np. w przypadku przerwania tamy.
Strach przed polderem. Mieszkańcy Szczurowej stanowczo przeciwko budowie
Co dalej z polderem zalewowym w gminie Szczurowa? Mamy odpowiedź wojewody