Jeszcze niedawno o guzach mózgu mówiło się szeptem – dziś, także dzięki odwadze osób publicznych, które otwarcie przyznają się do diagnozy, rośnie świadomość społeczna i czujność onkologiczna. Glejak był przyczyną śmierci Joanny Kołaczkowskiej.
– Ludzie w końcu przestali się wstydzić. Mówią o chorobie, pytają, szukają informacji. To ogromna zmiana, bo świadomość to pierwszy krok do skutecznego leczenia – mówił w audycji 'Bez skierowania” dr hab. n. med Jacek Szczygielski, prof. Uniwersytetu Rzeszowskiego, kierownik Kliniki Neurochirurgii przy szpitalu św. Łukasza w Tarnowie.
– Choroba jakakolwiek związana z naszym mózgiem, z układem nerwowym swego czasu była chorobą wstydliwą. Ukrywaliśmy to, że mamy problem z głową ponieważ to od razu kojarzyło się z zaburzeniem naszej świadomości, naszego zachowania. W mowie potocznej utarło się nawet powiedzenie 'Masz coś z głową’. Jednak pewna przemiana w naszych głowach sprawiła, że przestaliśmy się wstydzić czegoś, na co jako pacjenci nie mamy wpływu.
W Polsce co roku wykrywa się kilka tysięcy przypadków guzów mózgu. Choć część z nich ma charakter łagodny, to glejaki – najtrudniejsze z nowotworów ośrodkowego układu nerwowego – wciąż stanowią jedno z największych wyzwań współczesnej medycyny.
– Leczenie glejaków to trochę jak walka z hydrą, tym mitologicznym potworem, który jeżeli obetniemy mu jedną głowę, czyli tą manifestację – to co widzimy na badaniach radiologicznych to niezależnie od tego co będziemy robić, odrośnie za chwilę następna. I tutaj, w przeciwieństwie do mitologii greckiej, nie za bardzo jest miejsce dla Herkulesów. Myślę tutaj o swojej dziedzinie, o neurochirurgu, który guza wycina. My musimy zawsze dopasować leczenie, to co będzie po operacji do tego z jakim guzem, z jakim potworem w głowie mamy do czynienia.
Wskaźnik 5-letniego przeżycia pacjentów z glejakami w Polsce w latach 2010-2024 wynosił nieco ponad 28 procent.
Profesor Jacek Szczygielski, kierownik Oddziału Neurochirurgii w Tarnowie, przypomina, że mózg to narząd, który decyduje o tym, kim jesteśmy.
– Kiedy pojawia się guz, nie możemy po prostu usunąć narządu tak jak nerki, prostaty czy macicy. To centrum dowodzenia całego organizmu – wyjaśniał neurochirurg.
Największym problemem w leczeniu glejaków jest to, że nie da się dokładnie określić ich granic, a podczas operacji łatwo naruszyć obszary odpowiadające za mowę czy czucie.
Dodatkowym wyzwaniem jest tzw. bariera krew–mózg, która chroni układ nerwowy, ale jednocześnie utrudnia działanie chemioterapii – leki po prostu nie docierają do mózgu.
– Medycyna ciągle robi postępy. Trwają badania nad nowymi terapiami i wierzę, że wskaźnik pięcioletniego przeżycia będzie się stopniowo wydłużać – mówi profesor Szczygielski.
Nadzieję daje też lek znany od lat – temozolomid – który w nowym podejściu może być podawany nie jak tradycyjna chemioterapia, ale bezpośrednio do mózgu.
– Dopiero od niedawna zaczynamy mieć ten wgląd, które kategorie glejaka dadzą się dobrze wyleczyć, tudzież stłumić tym właśnie lekiem, a które mniej. Mamy koncepcję, żeby właśnie ze względu na tę wybredność mózgu, barierę krew-mózg, część chemioterapeutyków bezpośrednio wszczepiać do mózgu, szczególnie tam, gdzie mamy do czynienia ze wznową, czyli wrócę do tego porównania, żeby wypalać tę głowę potwora po jej obcięciu lekiem bezpośrednio w miejscu jego bytowania. No i coraz bardziej selektywna, coraz bardziej wyrafinowana radiochirurgia, która pozwala nam promieniami jonizującymi dotrzeć tam, gdzie żaden chirurg się udać nie ośmieli jako ten 'saper mózgu’.
Profesor Jacek Szczygielski, podkreślił, że mózg – choć nie boli – daje sygnały ostrzegawcze, których nie wolno lekceważyć.
– Jeżeli ból głowy pojawia się każdego ranka, to ten ból powinien nas zastanowić, ale proszę nie sądzić że każdy ból poranny to znak równości z rozpoznaniem guza w głowie, bo tak nie jest. Bardziej specyficzne objawy przypominają, nazwałbym to, rozwlekły udar mózgu, czyli jeżeli pojawiają się kłopoty z mową, jeżeli pojawia się uczucie osłabienia jednej części ciała to jest podpowiedź, że ośrodkom które zawiadują tymi funkcjami może coś dokuczać. Objaw, który zawsze powinien zwrócić naszą uwagę to, szczególnie pierwszorazowy, napad padaczkowy.
Profesor zwrócił też uwagę na coraz częstsze pytania o wpływ smartfonów. Jak zaznaczył, nie ma badań potwierdzających, że telefony wywołują guzy mózgu, ale długotrwałe korzystanie z nich ma negatywny wpływ na funkcjonowanie mózgu, zwłaszcza u młodych ludzi.
Mówiąc o czynnikach ryzyka wskazał, że są one wspólne dla wszystkich guzów w tym guza mózgu. To używki, nieodpowiednia dieta i niezdrowy styl życia.
Wszystkie audycje Bez Skierowania znajdziesz TUTAJ
