To może być przełom w systemie ochrony przeciwpowodziowej regionu tarnowskiego. Koncepcja sprzed lat wreszcie ma szansę na realizację — pojawiło się zielone światło z Ministerstwa Infrastruktury.
Jak poinformował wójt Skrzyszowa Marcin Kiwior, projekt zabezpieczenia przeciwpowodziowego dla gmin Skrzyszów, Ryglice oraz miasta Tarnowa otrzymał pozytywną opinię resortu.
Z inicjatywy Wód Polskich projekt został złożony do ministerstwa i przeszedł wstępną weryfikację. Teraz trwają przygotowania do ogłoszenia przetargu. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, już w styczniu może dojść do podpisania umowy.
– Jest zapewnienie, że możemy przygotowywać przetarg. To ogromny krok naprzód, ale to musi się zmaterializować, musi zostać podpisana umowa. Ja liczę bardzo na to i zabiegamy tutaj jako samorządowcy razem z burmistrzem Ryglic i prezydentem Tarnowa, żeby do tego doszło. Patrząc na historię, nawet 20 lat wstecz, ile było powodzi, podtopień i szkody liczone w dziesiątkach milionów złotych to tego typu zabezpieczenia powodują, że jesteśmy niezależni i odporni na anomalie pogodowe.
Planowane zbiorniki mają mieć łączną pojemność około 300 tysięcy metrów sześciennych wody, co – jak podkreśla samorządowiec – zabezpieczyłoby region na długie dziesięciolecia i wpłynęło pozytywnie na bezpieczeństwo również mieszkańców terenów położonych wzdłuż Dunajca i Białej.
W samej gminie Skrzyszów ma powstać kilka suchych polderów zalewowych.
– W gminie Skrzyszów powstałoby sześć suchych polderów, uregulowane by zostało koryto Wątoku, które jest w bardzo złym stanie. Jest wiele miejsc, gdzie są budynki i ogrodzenia, które grożą zawaleniem. Mosty by zostały wyremontowane. Ale po pierwsze – zgromadzilibyśmy wodę, bo pojemność tych polderów w gminie Skrzyszów byłaby na poziomie 260 metrów sześciennych, natomiast w połączeniu ze zbiornikiem w Tarnowie to byłoby w sumie ponad 300 tysięcy metrów sześciennych. I ta ilość wystarczyłaby na długie lata, pozwoliłaby, że od strony Wątoku mieszkańcy Skrzyszowa, Ryglic i Tarnowa mogliby spać spokojnie.
Wójt uspokaja, że inwestycja nie będzie wiązała się z wysiedleniami, ponieważ wszystkie obiekty planowane są na niezabudowanych terenach, w Łękawicy i Szynwałdzie.
– To są tereny zielone, głównie są to dopływy do Wątoku, tam nie ma domów, głównie są to łąki. I to nie są zbiorniki, które będą zalane na stałe. To by było tylko w momencie nadmiernych opadów, wtedy by ta woda była gromadzona, później by ona opadała. Natomiast normalnie można byłoby te tereny dalej wykorzystywać jako łąki i pastwiska.
Decyzja środowiskowa dla przedsięwzięcia została wydana już w 2016 roku. Wówczas koszty szacowano na około 86 milionów złotych, jednak obecnie – z uwagi na wzrost cen – projekt może kosztować nawet 150 milionów złotych.
Choć same środki na realizację inwestycji są praktycznie zabezpieczone ponieważ zadanie zgłoszono do Banku Światowego w ramach projektu ochrony dorzecza górnej Wisły, problemem może być pozyskanie funduszy na dokumentację projektową. Jej przygotowanie może pochłonąć kilkadziesiąt tysięcy złotych.