Rzekę można zarybić na nowo, ale powrót do stanu sprzed awarii zajmie lata. Tak lokalni działacze Polskiego Związku Wędkarskiego mówią o ostatniej sytuacji na Dunajcu.
Przypomnijmy, w niedzielę (08.12.) w okolicy mostu kolejowego w pobliżu Ostrowa wędkarze odnaleźli martwe ryby, uwięzione na płyciznach. Inspekcja weterynaryjna szacuje, że łącznie zebrano około pół tony ryb.
Krzysztof Zakrzewski, dyrektor biura tarnowskiego oddziału PZW przyznaje, że to za mało, żeby mówić o katastrofie ekologicznej, ale z pewnością śmierć ryb będzie niekorzystna dla ekosystemu.
-Skala na pewno jest bardzo duża. Trudno powiedzieć, że to katastrofa, natomiast jest to dramat dla całego ekosystemu rzeki. Ile by tych ryb nie było, to jest duża ilość, która będzie miała wpływ na dalszą kondycję rzeki. Ryby dzikie, które żyją w rzece, są w stanie się rozmnażać. To nie są ryby z ośrodków zarybieniowych, tylko były różnej wielkości – tam są ryby, które miały 5, 8, 10 lat, były ryby z tegorocznego tarła. Zrekompensować to zarybieniem można, ale potrzeba lat, żeby to wszystko się odbudowało.
Wędkarze przyznają, że od czasu uruchomienia elektrowni wodnej na Dunajcu w Ostrowie, taka sytuacja wcześniej nie miała miejsca. Nie zdawali sobie sprawy, jak wygląda linia brzegowa poniżej lustra wody. Liczne wypłycenia ujawniło dopiero spuszczenie wody z jazu.
-To pierwsza taka sytuacja. Przy awaryjnym spuszczeniu wody okazało się, że linia brzegowa została tam zachowana w naturalny sposób, jaki zawsze tam był. To stanowiło pułapkę dla ryb. Teraz nasuwa się pytanie, czy ta linia ma dalej zostać taka, jaka jest, i sytuacja będzie się powtarzała przy awariach, powodziach czy innych czynnikach atmosferycznych. Trzeba podjąć kroki na przyszłość, żeby zapobiec, zniwelować takie miejsca, które by stanowiły pułapkę dla ryb, z której nie ma odpływu.
Okazuje się jednak, że na brzeg rzeki nie można po prostu wezwać koparki, która uregulowałaby linię brzegową. Jak mówi Krzysztof Zakrzewski, na chronionym obszarze nie można prowadzić takich prac.
-To jest obszar Natura 2000 – to jest jeden problem. Po drugie, są inni właściciele gruntów. Jest wiele czynników, które wpłynęły na to, że nie zostało to zrobione przed napełnieniem wodą. Brzegów nie można wyregulować, ale elektrownia mogła tu powstać. To jest sytuacja bardzo złożona, elektrownia działała na podstawie pozwolenia na budowę, które uzyskała 20 lat temu. Wtedy nie było jeszcze obszaru Natura 2000. W tym jest cały problem. Prawo nie działa wstecz – wydana była decyzja, i na tej podstawie inwestor tę elektrownie postawił.
Sprawa śniętych ryb została zgłoszona do prokuratury. Policja prowadzi postępowanie pod kątem zanieczyszczenia środowiska w znacznych rozmiarach.
Śnięte ryby w Dunajcu. Mamy komentarz prezesa elektrowni wodnej