Zapadła decyzja o likwidacji starego torowiska pomiędzy Mordarką, a Męciną. Na wyjętym z użytkowania i modernizacji odcinku linii kolejowej nr 104. ma powstać ścieżka rowerowa. To jednak nie podoba się lokalnym miłośnikom kolei, którzy planowali uruchomić tam w przyszłości przejazdy turystycznymi drezynami.
Inwestor prac na linii z Chabówki do Nowego Sącza, czyli spółka PKP Polskie Linie Kolejowe zaplanował zdemontowanie torów, ale zarazem pozostawienie na odcinku kilkunastu kilometrów kolejowego nasypu. Dlaczego? Piotr Hamarnik ze spółki PKP PLK podkreśla, że w przyszłości ma na nim przebiegać ścieżka rowerowa. Dodaje, że to, co będzie się działo na dawnym torowisku, związane jest też z planami inwestycji drogowych w przyszłości.
– Część obiektów inżynieryjnych, które kolidują z planami rozbudowy infrastruktury drogowej na terenie powiatu limanowskiego, będzie rozebrana. Właśnie po to, by móc w przyszłości przebudować układy drogowe i zwiększyć bezpieczeństwo w tych miejscach. Natomiast nasyp, pozostała infrastruktura może być wykorzystana na potrzeby turystycznej trasy rowerowej.
Piotr Hamarnik przyznaje, że będzie to odcinek trasy Velo Beskid, a decyzję podjęto w porozumieniu z okolicznymi samorządami.
Krytycznie do tej decyzji podchodzą lokalni działacze, między innymi ze Stowarzyszenia Kolejowo-Historycznego „Galicjanka”. Współpracuje z nimi Sławomir Fedorowicz z Towarzystwa Entuzjastów Kolei. Jak mówi, rozebranie tego odcinka torów jest bez sensu.
– Ten odcinek kompletnie nikomu nie przeszkadza. Po rozbiórce torów nie powstanie tam żadna ścieżka rowerowa, a przynajmniej nie w najbliższym pięcioleciu, a może i dłużej, dlatego, że budowa ścieżki rowerowej to są ogromne pieniądze, a skąd gminy mają wziąć te pieniądze? Przecież PKP PLK nie zbuduje im tej ścieżki rowerowej. Jak ludzie będą mieli jakiś skrót, to sami będą jeździć samochodami, jak kolej zerwie tłuczeń, a reszta będzie zarastać krzakami i tyle.
Sławomir Fedorowicz twierdzi, że wraz z lokalnymi pasjonatami kolei będą walczyć dalej o swoje marzenia.
– Dopóki linia nie jest zlikwidowana, to walczymy o uratowanie tego toru i potem oczywiście o uruchomienie kolei drezynowej. Jak będziemy mieli pewność, że uda się ten tor uratować, to przystąpimy do budowy porządnych drezyn. Teraz to nie ma żadnego sensu ekonomicznego, bo po co budować drezyny, skoro nie mają gdzie jeździć, prawda? I to jest takie koło zamknięte.
Pomimo prób, nie udało nam się dzisiaj skontaktować zarówno z wójtem gminy Limanowa, oraz ze starostą limanowskim, Mieczysławem Urygą.
Sprawie będziemy się przyglądać.