Dwa indywidualne mistrzostwa świata juniorów na żużlu, dwa drużynowe mistrzostwa świata U-21, cztery drużynowe mistrzostwa Europy juniorów czy dwa drużynowe mistrzostwa Polski – lista sukcesów pochodzącego z Tarnowa Mateusza Cierniaka jest imponująca.
Wychowanek Unii Tarnów w rozgrywkach juniorskich triumfował niemal w każdym rodzaju zawodów w Polsce i za granicą. Jak sam przyznawał w Strefie Sportu na antenie RDN Małopolska, za sześć lat startów w roli juniora przyznałby sobie wysoką notę.
– Dam sobie 5+, bo w zasadzie nie zdobyłem dwóch tytułów, które mogłem zdobyć, czyli indywidualnego mistrzostwa Europy juniorów, a byłem najwyżej trzeci, no i indywidualnego mistrzostwa Polski juniorów – w tych rozgrywkach akurat nie miałem ani jednego medalu. Stąd właśnie taka ocena. Na to się składa zebrane dośwadczenie, osiągnięte sukcesy, wyciągnięte różne wnioski. Bardzo dużo rzeczy się nauczyłem, jeżeli chodzi o kwestię dopasowania i czucia sprzętu, jeżdżenia na różnych torach z różnymi zawodnikami. Naprawdę działo się dużo przyjemnych rzeczy przez te sześć lat.
Jednym z największych triumfów osiągniętych przez Mateusza Cierniaka w minionym już sezonie była obrona indywidualnego mistrzostwa świata juniorów na żużlu (tzw. SGP2). Na ostatnią rundę cyklu jechał z 10-punktową przewagą, jednak to, co się działo w duńskim Vojens przejdzie do historii 'czarnego sportu’. Cierniak w półfinale dotknął taśmy i tym niemal pozbawił się szansy na zwycięstwo. Jednak jego bezpośredni rywale w walce o tytuł Keynan Rew i Bartosz Kowalski również nie wytrzymali ciśnienia, przez co młody tarnowianin mógł świętować.
– Przejeżdżając w półfinale trzeci i zdobywając jeden punkt nawet nie musiałem wchodzić do finału, bo już bym miał pewnego mistrza świata, a tu właśnie taśma. Później tylko i wyłącznie mogłem liczyć na to, co wydarzy się na torze. W zasadzie nic już nie było zależne ode mnie, tylko i wyłącznie mogłem czekać na rozwój wydarzeń. I w zasadzie stało się coś, co prawie byłoby niemożliwe. Dwóch chłopaków (Rew i Kowalski – przyp. red.), którzy walczą o złoty medal nie wchodzą do finału, tym bardziej że jeszcze jechali na pozycjach, które dawały im ten finał. Ja w sumie, byłem bardzo spokojny. Jak mówił mój tata czy mechanik Paweł – nigdy nie widzieli mnie jeszcze tak spokojnego. Myśleli, że jak po tej taśmie wrócę z toru, to rzucę kaskiem, goglami, będę zły na siebie, a ja tak przyszedłem i byłem tak bezsilny w tej sytuacji, że nawet nie chciało mi się nic robić. Po prostu ściągnąłem spokojnie kask, siadłem i czekałem co się stanie. Finalnie wszystko dobrze się zakończyło, tak jakbym sobie mógł wymarzyć…
– wspomina 21-latek z Tarnowa.
W nowym sezonie Mateusz Cierniak będzie już seniorem. W Polsce ponownie będzie go można zobaczyć w barwach Platinum Motoru Lublin, z którym do tej pory dwukrotnie zdobył drużynowe Mistrzostwo Polski. Ponadto również będzie występował w lidze szwedzkiej i duńskiej. Czy zastanawia się nad powrotem do Unii w przyszłości?
– Wiadomo, że bym chciał. Myślę, że gdzieś tam wszyscy zawodnicy, co pochodzą ze swoich macierzystych klubów chcieliby tam dalej kontynuować swoją jazdę, ale dla rozwoju kariery trzeba zawsze zrobić ten krok do przodu. Czasami jest trudno ale właśnie w takich przypadkach trzeba walczyć z sentymentami, bo można przespać ten moment i stracić swoje 'pięć minut’ na to, aby pójść o poziom czy kilka poziomów wyżej. Na pewno kiedyś bym chciał wrócić, ale na ten moment jest to przyszłość bliżej nieokreślona. Natomiast mam nadzieję, że kiedyś będzie taka okazja.
Mateusz Cierniak swoją karierę zaczynał od szkółki prowadzonej przez jego ojca – Mirosława Cierniaka. Licencję żużlową zrobił w 2018 roku. W latach 2019-2020 jeździł dla tarnowskiej Unii.
Całej rozmowy z Mateuszem Cierniakiem w Strefie Sportu posłuchacie tutaj: