Wielka Sobota to dzień, w którym święcimy potrawy. Są z tym związane przeróżne tradycje. Jakie pokarmy trafiały do koszyczka górali nadpopradzkich?
Kopalnią wiedzy w tej dziedzinie jest Wanda Łomnicka-Dulak, poetka i regionalistka z Kosarzysk (teraz część Piwnicznej-Zdroju). Jak wyglądało święcenie pokarmów?
– Gospodyni zanosiła pokarmy do święcenia przeważnie w koszyku zwanym kobiałką zrobionym z wikliny lub korzeni drzew (biedniejsi nosili w tobołkach). Kobiety z gór (a czasem i chłopy albo służące) nosiły na plecach kobiałki w łoktusach, zawiązywanych z przodu. Dzieci niosły koszyczki z wikliny z jajeczkiem lub barankiem pieczonym, jak było stać rodzinę. Koszyk obkładano bukszpanem i serwetką. Czasem święconkę przystrajano ręcznie robioną na szydełku serwetą oraz gałązkami mirtu, który hodowała w domu każda gospodyni. Pokarmów zabierano tyle, żeby wystarczyło dla każdego w rodzinie. Jajek nie malowano, tylko gotowano w łupinach z cebuli, burakach lub trawie. Malowania jajek dzieci uczyły się dopiero po wojnie w szkole od nauczycielki. Jajek święcono przynajmniej tyle, ile było domowników. W kościele koszyk do góry podnosiły, żeby kropło, jak nie kropło to nie wozne było – wyjaśnia.
Po powrocie ze święconką nie było wolno wejść do domu, póki nie obeszło się, niosąc koszyk dookoła domu. Następnie kładziono go na stole i pozostawał tam do śniadania wielkanocnego. – Niektórzy uważali, że po święceniu pokarmów z koszykami trzeba obiec wokół domu, ale wyjmowano wcześniej kiełbasę, żeby nie było później wokół domu węży – mówi Wanda Łomnicka-Dulak.
W Wielką Sobotę również obowiązywał post, dopiero jak oddzwoniły dzwony, można było już jeść, ale nie korzystano z tego.
Poświęcone jedzenie spożywało się na śniadanie w Wielką Niedzielę, jak się przyszło z Rezurekcji, to było takie rodzinne śniadanie, rodzina dzieliła się jajkiem.
– Kolejność jedzenio – nojpiyrw jojko, chrzon i sól, późni wszytko po kolei. Trzeba było koniecnie zjeś troche jojka i troche chrzonu, jojko trzeba było tak łołupić, zeby skorupka nie spadła na ziemio, bo to było świencone przecie. Skorupki potem wynosiuło sie na cysty przykrywce i dawało kurom wydziubać, to tyz zeby na cystym trowniku dziesi dali łod chołpy. Musiały być starse jojka, zeby się dobrze łupiuły. Skorupka ni miała prawa sie zmarnuwać bo to było świente. Jak na cysty trownik spadła to nie było takiego grzychu – przypomina poetka.
W niektórych domach przed rozpoczęciem śniadania wielkanocnego każde z dzieci musiało ugryźć kawałek z korzenia chrzanu, z ręki ojca. Chrzan był bardzo ważny.
W regionie górali nadpopradzkich do koszyka wkładano:
- chrzan
- baranka (pieczonego w domu w specjalnej formie)
- wędliny, szynkę własnego wyrobu
- kiełbasę
- ser biały z gospodarstwa
- masło
- bryndze
- sól i pieprz,
- jajka (farbowane w cebuli),
- chleb upieczony w domu w piekaszkiem piecu z łopaty,
- spyrke,
- nawet zioberka ze swojego ziemniaka (którym później symbolicznie rozpoczynano sadzenie) niektórzy mówili, że zboze tyz sie świenciuło,
- później też babke pieczona przez gospodynię,
- do koszyka wkładano wszystkiego, co było w domu po trochu, żeby niczego przez cały rok nie brakowało.
– Niektórzy ludzie ze wsi nie święcili kiełbasy, wierzono, że jak się święci kiełbasę, to potem gady podchodzą do domu, choć jest też wersja, że wyjmowało się ją z koszyka przed obchodzeniem domu – zakończyła Wanda Łomnicka-Dulak.