W wielu encyklopediach podaje sie dwunasty dzien grudnia 1949 roku jako date jego urodzin. W gruncie rzeczy Paul Rodgers przyszedl na swiat piec dni pózniej. Dzis, z przyjemnoscia zreszta, powracam do tego artysty.
Zobaczyc Paula Rodgersa na zywo, w akcji podczas koncertu bylo moim marzeniem od kilkudziesieciu lat. To marzenie spelnilo sie dopiero trzy lata temu. Jego pierwszy w Polsce koncert – podczas Festiwalu Legend Rocka w Dolinie Charlotty – pozostawil ogromne wrazenie.
Kiedy, bodaj jako trzynastolatek, po raz pierwszy uslyszalem jak Rodgers spiewa All Right Now, od razu zaliczylem go do grona moich ulubionych wokalistów, a zespól Free, co oczywiste, do moich pierwszoligowych kapel.
Paul przyszedl na swiat w Middlesborough, jako czwarte dziecko i zarazem pierwszy syn w rodzinie robotnika portowego. Wedlug rodzinnych opowiesci prapradziadek Paula byl hiszpanskim piratem, który osiedlil sie w Anglii i poslubil pewna Irlandke. Kiedy Paul skonczyl 12 lat, ojciec – w ramach prezentu urodzinowego – kupil mu szesciostrunowa gitare akustyczna. Ciekawostka pozostaje fakt, ze w swoich pierwszych szkolnych zespolach Paul wcale nie byl wokalista, grywal raczej na basie.
W 1968 roku przyszedl czas na zalozenie zespolu Free i wydanie pierwszej jego plyty Tons Of Sobs. Trzeci z kolei krazek formacji – Fire And Water, uwazany przez wielu za opus magnum grupy – ukazal sie w czerwcu 1970 roku. Otwierala go kompozycja tytulowa, bedaca, tak jak wiekszosc na plycie, dzielem spólki Fraser-Rodgers, poza nia znalazly sie tu miedzy innymi tak znakomite numery jak Heavy Load, Mr. Big czy hiciorski All Right Now.
Potem byly kolejne krazki (Highway, Heartbreaker, Free Live), kolejne trasy koncertowe. Rodgers potrafil trzymac zespól w ryzach i dawal sobie rade nawet wówczas, gdy przyszlo mu zastepowac na gitarze nacpanego i niezdolnego do gry, znakomitego skadinad – Paula Kossoffa. Kiedy zespól Free, pozostawiwszy po sobie przynajmniej trzy krazki nalezace do kanonu rocka, musial sie rozpasc – Rodgers nie zlozyl broni. Zalozyl Bad Company.
W tamtych latach mianem supergrupy okreslano zespoly, które zostaly utworzone przez eksczlonków innych cenionych bandów. Tak bylo w przypadku Bad Company. Do skladu tej superformacji Rodgers pozyskal najpierw gitarzyste Micka Ralphsa – grajacego wczesniej w popularnej grupie Mott The Hoople. Potem do muzyków dolaczyl dobry, sprawdzony kumpel Rodgersa z Free – perkusista Simon Kirke, a po nim basista zespolu King Crimson – Boz Burrell. Rodgers w dosc krótkim czasie udowodnil z kolegami, ze Bad Company jest w stanie dorzucic do kanonu rocka kolejne krazki. Z cala pewnoscia sa to dwie pierwsze plyty formacji (Bad Company, Straight Shooter), a – po namysle – nalezalo by dorzucic jeszcze trzecia (Run With The Pack) i czwarta (Burnin’ Sky).
Gdy na jakis czas Rodgers zostawil Bad Company, jego kariera wcale nie przygasla. Plyty solowe jubilata ukazywaly sie od roku 1983. Wsród nich sa takie krazki jak Muddy Water Blues, Now czy Electric. Jeszcze w polowie lat osiemdziesiatych artysta stworzyl wspólnie z Jimmym Pagem (Led Zeppelin) ciekawy projekt pod nazwa The Firm.
W 2005 roku jubilat zaskoczyl swiat wystepami z Brianem Mayem i Rogerem Taylorem, które firmowano jako Queen + Paul Rodgers. Jednak nie próbowal spiewac tak, jak to robil Mercury. Dowiódl, ze wokalne popisy w soulowo-rhythmandbluesowych klimatach sa mu zdecydowanie blizsze. Przygoda z zespolem Queen pokazala dobitnie jak swietna forma dysponuje, jak jest przygotowany do koncertów kondycyjnie i na ile glosowo góruje nad innymi wokalistami-dinozaurami. Oczywiscie znalezli sie malkontenci, i to nawet bardzo powazni, którzy bedac wielbicielami Mercury’ego nie za bardzo mogli uznac to, ze Rodgers – mimo wszystko – wcale nie mierzy sie z „Fredkiem” i po prostu interpretuje numery po swojemu. Nie chcieli tez chyba dostrzec tego, ze jego „czarniawy” glos to klasa sama w sobie. Klasa, bez wzgledu na to, czy spiewa All Right Now, kawalki Bad Company, czy piosenki Freddiego.
Jimmy Page powiedzial o Rodgersie: to najznakomitszy talent w naszej muzycznej kategorii, Brain May stwierdzil, ze jest to po prostu najwspanialszy wystepujacy na zywo bluesrockowy wokalista.
Jesli chodzi o jedyny, jak dotychczas, koncert jubilata w Polsce to ponizej slów wiecej niz kilka o tamtym wydarzeniu.
Kwadrans po dwudziestej drugiej na scenie w Dolinie Charlotty pojawia sie Paul Rodgers. Na poczatek z poteznym drivem brzmi Can’t Get Enough z debiutanckiej plyty Bad Company. Zaraz po nim soczysty Honey Child (z krazka Run With The Pack). Jako trzeci idzie obowiazkowy na koncertach (równiez tych z Queen) numer Feel Like Makin’ Love. Jest czad. Rodgersowi bardzo podoba sie to, ze publicznosc spiewa wraz z nim. Atmosfera robi sie serdeczna, a zarazem goraca muzycznie.
Czwarty numer to, ku mojemu zaskoczeniu, pomnikowy utwór Free – Mr. Big. To byl zawsze popis basisty Andy’ego Frasera, ale Jaz Lochrie tez doskonale potrafi sobie z nim radzic. Po tak energetycznym secie czas na uspokojenie. Rodgers siada przy fortepianie i zaczyna sie tytulowy utwór z plyty Run With The Pack. Wszystko swietnie brzmi, a glos Paula po prostu elektryzuje. Patrze na tego goscia po szescdziesiatce, który wyglada na czterdziestolatka i zastanawiam sie jak on to robi, ze tak sie trzyma i ze jego glos jest tak fantastyczny, moze nawet lepszy niz cztery dekady temu.
Znowu drive, rusza numer Satisfaction Guaranteed, który artysta wykonywal niegdys z zespolem The Firm. Gdy tylko sie konczy gitarowe solo zapowiada tytulowy kawalek z legendarnej plyty Free – Fire And Water. Serce lomoce, bo slyszec to wszystko na zywo – to uczta na muzycznym Olimpie. Potem The Paul Rodgers Band serwuje Burnin’ Sky, a dalej idzie klasyczny The Stealer. Po takim dynamicznym secie Paul ponownie siada przy fortepianie, publicznosc domaga sie Bad Company i… rzeczywiscie, wlasnie ten numer rusza. Niby prosta kompozycja, ale jakaz ekspresja, jaka potega.
Po Bad Company czas na kompozycje With Our Love. To kawalek z ostatniego singla artysty. Krazek ten byl (bardzo krótko) do kupienia przed koncertem. Dochód z jego sprzedazy artysta przeznaczyl na rzecz prowadzonej z zona fundacji. Po tej nowosci brzmi piekna stara ballada Shooting Star i wreszcie dynamiczny final w postaci Rock’n’Roll Fantasy. Kurcze, mysle sobie, to przeciez nie moze byc koniec, musi byc bis. Jest. Najpierw Walk In My Shadow, a potem All Right Now. Power, czad i wspólne spiewanie. Publicznosc jest w rockandrollowym niebie. Chcialoby sie, aby ten numer trwal i trwal. Niestety, wszystko, co piekne – trwa krótko. Paul, wyraznie uradowany, konczy wystep. Muzycy klaniaja sie i opuszczaja scene. Nie do wiary, ilez to trwalo? Kwadrans? Krótko, bo niespelna osiemdziesiat minut, a przeciez tyle utworów nie zabrzmialo. No cóz, lepszy niedosyt niz przesyt, ale to drugie w przypadku Paula Rodgersa raczej nie jest mozliwe.
Krzysztof Borowiec