Rafał Wisłocki w bieżącym sezonie pełni rolę dyrektora ds. organizacyjnych i marketingowych w Bruk-Bet Termalice Nieciecza. Do klubu trafił z Nowego Sącza, gdzie pracował na rzecz Akademii Sandecja. Nazwisko Wisłockiego to spore wzmocnienie beniaminka. Działacz dał się poznać podczas pobytu w Wiśle Kraków gdzie pełnił rolę prezesa klubu. To w dużej mierze dzięki niemu klub z Krakowa przetrwał ciężkie momenty i teraz wychodzi na prostą. W rozmowie dla RDN Małopolska Rafał Wisłocki podsumowuje dotychczasowy okres w klubie z Niecieczy, wspomina czas ratowania Wisły Kraków i przedstawia swoje wizje i plany względem lepszego funkcjonowania piłki nożnej.
Gra Bruk-Betu w bieżących rozgrywkach, choć ładna dla oka, nie przekłada się jak na razie na punkty. Pana zdaniem potrzeba czasu, żeby drużyna ograła się na ekstraklasowym szczeblu i rozpoczęła marsz w górę tabeli? (Wywiad powstał przed zwycięskim meczem z Górnikiem Zabrze)
Statystyki, które mamy z dotychczasowych spotkań, pokazują, że dochodzimy do dobrych sytuacji. Najczęściej osiągamy lepsze rezultaty jeśli chodzi o tworzenie sytuacji niż rywale. Tak naprawdę w każdym meczu mieliśmy wyższe tzw. expected goals, oddawaliśmy więcej strzałów na bramkę i dłużej utrzymywaliśmy się przy piłce. Kluczowe jest teraz to, aby któryś z naszych napastników się przełamał, bo zarówno Muris, jak i Roman, czy Zeman potrzebują tego, żeby wreszcie trafić. Nie ma co ukrywać, że jeśli napastnik nie strzela w pięciu meczach, to później gdzieś to zaczyna ciążyć. Życzyłbym Słoniom, żeby to było trochę tak jak ze startem do europejskiej piłki Roberta Lewandowskiego – na początku w Borussii Dortmund też nie mógł zdobyć gola. Nawiązuję do tego, bo jesteśmy świeżo po meczach kadry, więc taki wniosek nasuwa się sam. Gdyby udało się przełamać tę złą passę, to myślę, że może być łatwiej. W coraz lepszej dyspozycji jest Kacper Śpiewak, który jest alternatywą dla sposobu grania, który możemy zaoferować, gdy na boisku jest ta pierwsza trójka (Mesanovic, Gergel, Zeman). Kacper z racji swoich warunków fizycznych może być większym zagrożeniem jeżeli chodzi o rywalizację w powietrzu. Zresztą te bramki zdobywane na boiskach pierwszoligowych pokazywały, że potrafi się odnaleźć w polu karnym pod dużą presją i strzelać głową.
Nawiązał Pan do Roberta Lewandowskiego, kibice w Polsce często narzekają, że w meczach kadry nie ma kto podawać mu piłek. Może Bruk-Bet ma podobny problem i środek pola mógłby funkcjonować nieco lepiej?
Przeskoczyliśmy z poziomu pierwszoligowego na poziom ekstraklasowy. Wielu zawodników mówi o tym, że jest to o jedno tempo szybsza gra, więc potrzeba chwili adaptacji, żeby odnaleźć się w nowych realiach. Natomiast myślę, że tych piłek posyłanych w trzecią tercję, w pole karne jest dosyć dużo. Możliwe, ze problem narodził się po dwóch pierwszych meczach, w których wyraźnie zdominowaliśmy sytuacjami Stal Mielec czy Wisłę Kraków, a padły tylko trzy bramki i rywale strzelili tyle samo, więc oba spotkania zakończyły się remisami. Do tego mecz w Białymstoku, już zupełnie inny, bo tam Jagiellonia skupiła się, by przyjmować nas na własnej połowie, wykorzystała jedną szansę w pierwszej połowie i w drugiej w spokoju mogła skupić się, żeby bronić wyniku. Za nami tylko pięć spotkań (rozmawiamy przed Wartą) i wiemy, że Lech będzie należał do czołówki, pewnie Cracovia potencjał czysto osobowy ma duży, natomiast gdyby tak mówić o tych wszystkich spotkaniach, to to ostatnie (z Cracovią na własnym boisku – 1:3) było najmniej udane w naszym wykonaniu, aczkolwiek odczucia bezpośrednio po meczu, a po analizie różnią się. Zmienia się optyka. Sam fakt, że interwencja Hrosso była paradą kolejki, pokazuje, że te okazje były i mogły być zamienione na bramki. Zawodnicy czują to, że wiele od nich i od ich dyspozycji zależy. Czasem, gdy komuś za bardzo zależy, łatwo przekracza się takie optymalne pobudzenie i zaczynają się problemy z wykonywaniem powierzanych zadań. Potrzeba zatem dużo spokoju, wsparcia i przyjdą w końcu te mecze, gdy będziemy punktować za trzy.
Czy wobec obecnej sytuacji cele drużyny Mariusza Lewandowskiego pozostają bez zmian?
Podstawowym założeniem było spokojne utrzymanie, czyli utrzymanie, które przyjdzie przed 30. kolejką. To scenariusz najbardziej optymistyczny, który został nakreślony, natomiast z uwagi na to, że ta pierwsza, wstępna część sezonu za nami, ten cel może być trudny do spełnienia, aczkolwiek wciąż są na to szanse. Utrzymanie będzie najważniejsze – jest to fundament, ale dążenie do tego, żeby to była pozycja między 8. a 12. to nasz główny cel. To trochę pójście śladami Rakowa Częstochowa, który myślę, że wytyczył fajną ścieżkę i to jest też klub, który ma mocne podstawy biznesowe i zarządcze. Bruk-Bet Termalica też może takim właśnie kierunkiem podążać. Myślę, że wiele aspektów u nas funkcjonuje na jeszcze wyższym poziomie, więc trzymać się tej drogi, a w kolejnych sezonach stawiać sobie coraz wyższe cele – to jest coś, co cały czas mamy w głowach. Weryfikacja rzeczywiście przychodzi na boisku. Jednak patrząc przez pryzmat tego, że jesteśmy jednym z klubów, które wykonały najmniej ruchów transferowych i opierają swoją grę o skład pierwszoligowy, potrzebujemy tego, żeby ten zespół znacząco się rozwijał i czujemy, że tak jest.
Spory udział tak w awansie do Ekstraklasy, jak i w ostatnich meczach mają młodzieżowcy. Ernest Terpiłowski – strzelec premierowej dla Słoni bramki w tym sezonie, został powołany do kadry narodowej U-20. To główna misja klubu, by pełnić rolę ośrodka szkoleniowego, w którym będą mogli rozwijać się juniorzy?
To jest na pewno jeden z pośrednich celów, bo takim głównym jest po prostu granie na poziomie Ekstraklasy. Gdybyśmy nie myśleli, że jest to nasz priorytet, to tych młodzieżowców byłoby w naszych szeregach na przykład jedenastu. Natomiast jest to jeden z celów, który jest dla nas ważny, ale nie jest głównym. Rzeczywiście jest dużo młodych chłopaków, których dział sportowy znalazł w różnych miejscach. Cały czas czekamy na wychowanka, który byłby owocem pracy akademii w dłuższym odstępie czasu. Aktualnie ci, którzy zagrali na boiskach Ekstraklasy to zawodnicy, którzy na pewien poziom swoich umiejętności w grupach młodzieżowych wchodzili w innych klubach, więc tak naprawdę dużą rolą muszą odegrać dział sportowy i skauting. Poza tym kluczowe jest rozwijanie tych piłkarzy, którzy przez sztab pierwszego i drugiego zespołu są przygotowywani. Jest to niewątpliwie ważny element budowania marki klubu, ale jeden z.
Wiemy, że żeby skonstruować taki zespół, który mógłby sobie poradzić są potrzebne pewne proporcje. W naszym klubie te proporcje są dobrze zachowane. Mamy grupę zawodników doświadczonych – są to Polacy i obcokrajowcy. Jest grupa, którą stanowią zawodnicy między 21 a 25 rokiem życia, ale jest też grupa młodzieżowców. Myślę, że ci młodzi muszą się uczyć od tych piłkarzy, którzy tego doświadczenia mają nieco więcej, a przede wszystkim od tych najbardziej otrzaskanych w rozgrywkach Ekstraklasy, czy lig zagranicznych.
Sam Pan wywołał temat transferów. Zastanawiam się jakiego rodzaju wzmocnień kibice mogą spodziewać się w kolejnym okienku, czy pojawiają się jakieś konkretne nazwiska, na konkretne pozycje, czy są już prowadzone jakieś rozmowy na ten temat?
Jesteśmy świeżo po zamknięciu okienka letniego. Tych transferów może nie było dużo, ale były one bardzo jakościowe. Zawodnik, który strzela konkretną liczbę bramek w lidze tureckiej, czy bardzo doświadczony, mający za sobą występy w Lidze Mistrzów, Adam Hlousek – to są mocne nazwiska. Do tego doświadczony ligowiec Filip Modelski. Liczyliśmy, że ta kadra, która funkcjonowała tutaj wcześniej, wzmocniona pojedynczymi transferami, będzie potrafiła udźwignąć ekstraklasowe rozgrywki. Stawiamy mocno na to, żeby rozwijać zawodników i wierzymy, że tak w kolejnych miesiącach będzie. To nie jest do końca moja rola, ale wydaje mi się, że w tym momencie po prostu najważniejsze będzie rozwój i rywalizacja. Październik, listopad to będzie czas, który pewnie nam pokaże, gdzie musimy się wzmocnić i jakim kierunkiem iść.
W klubie oficjalnie pełni Pan funkcję dyrektora ds. marketingu i promocji. Co dokładnie kryje się pod tą nazwą, jaki jest zakres Pana obowiązków w Niecieczy?
Po pierwsze moim zadaniem jest budowanie pozytywnego wizerunku klubu. Możemy tutaj mówić o pracy, która odbywa się w tygodniu i w dniu meczowym. Działamy w grupie osób, na którą składa się rzecznik prasowy Andrzej Mizera, Andrzej Adamski zajmujący się wideo i Tomasz Madejski zajmujący się foto. Wspólnymi siłami tworzymy materiały, które mają pokazać nasz klub, pokazać to, co realnie się tu dzieje. Myślę, że takim pierwszym i ważnym elementem, który był tak naprawdę moją ideą, był Dzień Słonia. Zależało nam na pokazaniu tego, jak ważna walka toczy się, by się słonie mogły przetrwać w swoich naturalnych warunkach. Oprócz tego zwracaliśmy uwagę na fakt, że od XIX w. słoń jest symbolem Niecieczy, a jako że Bruk-Bet w 1984r. z racji identyfikacji ze słoniem, powiązał go z firmą i znajduje się w jej logotypie, to był to element, który współgrał z naszą inicjatywą. Chcieliśmy wyjść do kibiców, pokazać jaki ten słoń jest fajny. Myślę, że dużo ważnych wydarzeń, które miało miejsce, rozpoczynając od naszych wizyt w Tarnowie, Dąbrowie Tarnowskiej, Żabnie, czy Niecieczy, na konkursie fotograficznym oraz rysunkowym kończąc były świetnymi inicjatywami. W zanadrzu mamy kolejne projekty, które będą miały na celu promowanie klubu oraz firmy. W ostatnich dniach gościliśmy grupę polsko-ukraińską, która poznawała historię klubu, stan obecny. Miało miejsce spotkanie z trenerem, który mówił o wielu ważnych wartościach, co zrobiło ogromne wrażenie na tych młodych ludziach. Ważnym elementem w naszej pracy będzie też rozwijanie strony kibicowskiej. Mamy w planach spotkanie z grupą kibiców, którzy najgłośniej wspierają klub. Nadal chcemy trwać w tym, co zostało już zauważone, jeśli chodzi o te pierwsze mecze w Ekstraklasie, czyli że Nieciecza jest bardzo europejskim miejscem, gdzie obok siebie mogą siedzieć fani w dwóch różnych koszulkach, można się tutaj cieszyć z bramek i nikt nikomu nic złego nie zrobi.
Moje działania są też związane z tym, żeby dziennikarze prasowi, radiowi, czy telewizyjni czuli się tutaj dobrze. Staramy się odsłaniać kulisy tego, co ma miejsce w tygodniu, by wszystkie informacje trafiały do mediów. Promocja to też jest ważny element, ale nie wszystkim zajmuję się ja, bo niektórymi obowiązkami się dzielimy. Na meczu z Cracovią pierwszy raz na bandach LED zadebiutowała firma, która kupiła u nas reklamę (Instal Kraków SA), więc jest to pewnego rodzaju nowość, coś czego wcześniej u nas nie było. W tej chwili rozmawiamy z kolejnymi trzema firmami z różnych branż na temat tego, żeby też były widoczne u nas na stadionie.
W dniu meczu jestem aktywny, jeśli chodzi o strefę VIP. Często przyjeżdżają do nas goście z różnych firm i klienci biznesowi naszych gości. Jesteśmy zadowoleni z tych pierwszych kliku spotkań, które miały miejsce. Myślę, że wszyscy czuli się tutaj dobrze i wiem, że na najbliższy domowy mecz z Górnikiem Zabrze zawita też kilka nowych osób. Mamy też kilka pomysłów na pokazanie zespołu od środka – jeśli uzyskamy akceptację, to na pewno się to wkrótce wydarzy. Mamy też świadomość błędów, wynikających z przyczyn niezależnych od nas, ale to się zdarza. Będziemy dążyć do tego, by ścieżka decyzyjności była tak opracowana, że finalnie znamy wszystkie za, przeciw i wiemy, że wszystko jest dobrze.
Kiedyś w Niecieczy były takie pomysły, żeby dobudować trybuny boczne, albo zrobić zadaszenie trybuny południowo-wschodniej. Czy są takie plany w dalszej perspektywie?
W tej sprawie wiele będzie zależało od elementu sportowego. Jeżeli będzie stabilizacja oraz pewność tego, że mamy taki zespół, który jest spokojny o utrzymanie i gwarantuje nam to, ze będziemy grali na boiskach Ekstraklasy przez trzy-pięć lat oraz będzie odpowiednia frekwencja, to myślę, że tak. Na razie jesteśmy dumni z tej frekwencji. Troszkę przeszkodziły nam prognozy pogody zapowiadane w dniu meczu z Cracovią, wówczas mógł ten stadion być jeszcze pełniejszy. Oczywiście pora spotkania też była trudna. Nie ma co ukrywać, że pierwsza zorganizowana grupa, gdzie wyszliśmy z inicjatywą do kogoś, pojawiła się właśnie na spotkaniu 6. kolejki. Gościliśmy grupę z Gorlic – zawsze dbamy, żeby takie grupy były, bo często obecne są dzieci, które grają przedmecz na naszych obiektach treningowych i potem przychodzą na mecz.
Procent zapełnienia stadionu to póki co statystyka, w której myślę, że jesteśmy liderem w całej Ekstraklasie i gdyby udawało nam się utrzymywać tę statystykę na poziomie 85% przez dłuższy okres sezonu, to pewnie można byłoby myśleć o tym, żeby trybuny były bardziej pojemne. Okres jesienno-zimowy temu nie sprzyja, ale będziemy walczyć o każdego kibica, który zdecyduje się raz przyjść, żeby chciał przyjść ponownie. Ta frekwencja wynika także z tego, że w Tarnowie nie mamy klubu, który nawiązywałby poziomem piłkarskim do Bruk-Bet Termaliki. Jest Tarnovia Tarnów, z której wywodzą się przecież reprezentanci Polski – Mateusz Klich i Bartosz Kapustka, czy Unia Tarnów, jednak są to zespoły, które na dzień dzisiejszy nie rokują na przyszłość, za wyjątkiem sekcji kobiecej Tarnovii.
Sądzę, że możliwości, które teraz otwierają się przed kibicami, młodymi ludźmi są naprawdę duże. Ja pochodzę z małej miejscowości w powiecie gorlickim – Ropy i mieszkając tam nigdy nie miałem szansy, by zobaczyć wielką piłkę na żywo. Tak naprawdę pierwszy mecz Ekstraklasy zobaczyłem będąc dopiero na studiach w Krakowie. Było to trochę lat temu, ale pamiętam, że pierwszy mecz, na jaki poszedłem to była rywalizacja Wisły Kraków z Vitorią Guimarães w Pucharze UEFA w 2005r. Wówczas nie było to takie proste, by w łatwy sposób dostać się na stadion Ekstraklasy. Zobaczyłem ten mecz mając 20 lat i to był dopiero mój pierwszy kontakt z piłką na tak wysokim poziomie. Teraz dzieciaki mają możliwość przyjechać kilkanaście kilometrów z Tarnowa, zobaczyć świetnych zawodników w barwach Słoni, innych ciekawych w barwach rywali. Być może niedługo do Niecieczy przyjedzie mistrz świata, jeśli będzie zdrowy i w formie. Byłoby to niezwykłe wydarzenie i myślę, że warto z tego korzystać, zwłaszcza jeśli ktoś pasjonuje się piłką.
Zastanawiam się czy po tym jak w 2018r. podjął się Pan misji ratowania Wisły Kraków, czego zapewne wcześniej Pan nie planował, może w Pana karierze zawodowej pojawić się jeszcze większe wyzwanie? Jak doświadczenia oraz kontakty, które Pan wówczas zyskał, przełożyły się na Pana dalsze i obecne funkcjonowanie w środowisku piłkarskim/ strukturach klubowych?
Na szczęście nie byłem tam sam. Była grupa ludzi, którzy byli w zarządzie Towarzystwa i którzy wtedy nie zniknęli, tak jak część, która ma teraz różne problemy. Została grupa siedmiu osób – Karolina Biedrzycka i Tomasz Czwartkiewicz nadal pracują w piłkarskiej Wiśle. Oprócz tego wiceprezesem TS Wisła jest Dorota Gburczyk-Sikora. Część osób jest już poza strukturami, ale wówczas była to nieliczna grupa, która wierzyła w powodzenie tej misji. Jak patrzę wstecz, to mówię sobie, że trochę byłem świrem. Szukałem różnych kontaktów, telefonów przez moich znajomych z Weszło Junior przez Przemysława Mamczaka do Krzysztofa Stanowskiego, przez Maksa Michalczaka do prezesa Animuckiego i takimi krętymi drogami dostawałem się do różnych ludzi, którzy w polskiej piłce mieli decydujący głos. W pewnym momencie był nim też prezes Boniek i wiele z tych osób zaoferowało pomoc. Najważniejszą osobą w tym wszystkim był Bogusław Leśnodorski, który dał mi taką pieczęć, bo ja sam czułem, że prezesem Wisły powinien być ktoś inny, ktoś kto jest rozpoznawalny, komu zaufają ludzie. Ja sam jako trener młodzieży, dyrektor akademii, byłem znany tylko przez kilkadziesiąt osób z Polski, na południu pewnie przez trochę liczniejszą społeczność. Praca w akademii dała mi wtedy też to, że wiele osób ze świata krakowskiego biznesu miało zaufanie do tego, co robiłem, bo samą akademię też wyciągaliśmy z trudnych czasów.
Cała ta historia to jest trochę hollywoodzka produkcja. Każda z osób, która wtedy odegrała jakąś rolę, miała kluczowy wpływ na całe to przedsięwzięcie. Jarosław Królewski włączył się w dzień mojej nominacji, dzień później Tomasz Jażdżyński, Jakub Błaszczykowski był takim diamentem, bo dzięki niemu później ludzie decydowali się na zakup koszulek, biletów itd. Wiele elementów musiało się dobrze poskładać, ale taki też był nasz plan – bardzo skomplikowany i trochę zwariowany. Wielu w nas wtedy uwierzyło, w trakcie uwierzyli w to także piłkarze, w znaczącym stopniu dzięki Kubie i dlatego to wszystko potoczyło się w dobrym kierunku.
Jak mówił Piotr Obidziński, jak powstanie się uda, to zaczynają się wewnętrzne rozgrywki. W pewnym momencie, być może za szybko, ale zdecydowałem, że nie chcę brać w tych rozgrywkach udziału i bardziej myślałem o tym, żeby wrócić do pracy, która będzie bliższa boisku. W jakimś stopniu się to udało, ale trudna sytuacja w TS Wisła i późniejsze miesiące, które nas docisnęły, a także poprawiająca się komunikacja z władzami spółki, sprawiły, że doszliśmy do takiego punktu, w którym uznałem, że jest szansa, żeby ludzie, którzy uratowali piłkarską spółkę, mogli też poprowadzić stowarzyszenie. Tak się stało, ja mogę powiedzieć, że to ryzyko, które podjąłem, bardzo dużo mi dało. O wielu z tych osób, których wtedy poznałem, mogę powiedzieć, że to są moi przyjaciele, bo pomagali mi w tych trudnych chwilach i dzisiaj też mogę na nich liczyć.
Podstawą w tym wszystkim byli jednak fani klubu, którzy włączali się w szereg ważnych akcji i bez których to nie miałoby szansy powodzenia. To, że ktoś u góry starał się to jakoś złapać to jedno, ale najsolidniejszym fundamentem była baza kibiców. Wydaje mi się, że fajne jest też to, że za chwilę ktoś z tych ludzi do nas, do Niecieczy wpadnie, bo zobaczy, że coś się tutaj dobrego, pozytywnego dzieje i być może zechce się jakoś włączyć. Te wszystkie historie, jakie miały wtedy miejsce, ludzie, którzy pojawiali się na tej pełnej wyzwań drodze, powodują, że jak dziś o tym myślę, to automatycznie na twarzy pojawia mi się uśmiech. Dzisiaj cieszę się z tego, że ci ludzie przyjeżdżają, czy spotykam ich gdzieś i cieszymy się, że to wszystko poszło w dobrą stronę. W dzisiejszej piłce w Polsce jestem głównie postrzegany przez pryzmat Wisły i akcji, która miała wtedy miejsce. W ostatnim czasie zostałem oddelegowany przez panią prezes na spotkanie w Ekstraklasa SA, na którym obecni byli też inni prezesi, czy osoby pełniące w klubach jakieś ważne funkcje. Tam też spotkałem się z bardzo miłym i ciepłym przyjęciem ze strony osób, z którymi miałem wtedy kontakt. Aktualnie jest też na pewno łatwiej, bo jeśli tamta akcja zakończyła się powodzeniem, to teraz wiem, że można naprawdę dużo fajnych rzeczy zrobić, a patrząc przez pryzmat tej roli, którą mam w Niecieczy, cieszę się, że mogłem współpracować z takimi ludźmi w Wiśle, jak dyrektor marketingu Marcin Mucha, dyrektor sprzedaży Tomek Czwartkiewicz, czy rzecznik prasowa Karolina Biedrzycka. Korzystam z tych doświadczeń, które z nimi zdobyłem. Oczywiście oprócz tych działań ważny jest też element piłkarski. Czasem kibice tak to postrzegają, że zawodnikom nie zależy, albo nie mają siły, ale to nie jest takie proste. Ja staram się być do dyspozycji kibiców, rozmawiać, bo jestem przede wszystkim trenerem.
Wspomniał Pan o tym, że kibice zarzucają piłkarzom brak zaangażowania, co najczęściej adresowane jest do młodych, bądź zagranicznych zawodników. W obecnych czasach jest to chyb szczególnie trudne, by piłkarz zyskał prawdziwą sympatię do klubu, którego barwy reprezentuje i potrafił się z nim utożsamiać.
Ja myślę, że ta tożsamość jest budowana. Jesteśmy klubem z najmniejszej miejscowości w Ekstraklasie i jest to jeden z powodów, dla których warto kibicować Bruk-Betowi. To jest też ważny element w naszym sposobie postrzegania promocji klubu, bo chcemy pokazać innym małym miejscowościom w Małopolsce, na Podkarpaciu, czy w Świętokrzyskim, że można, że mogą się z nami utożsamiać, przyjechać, zobaczyć jak to u nas funkcjonuje. Zasługą właścicieli i działu sportowego jest to, że tożsamość piłkarzy z klubem jest budowana. Do tego wartości związane ze słoniem, który gdzieś cały czas przenika, jak wysoki poziom empatii, inteligencja, niezwykła pamięć różnych wydarzeń, w końcu dbałość o rodzinę. Wierzę w to, że zawodnicy nie przychodzą tutaj tylko dla pieniędzy i grania w Ekstraklasie, tylko jest to dla nich coś więcej, natomiast do tego potrzeba trochę czasu. Powrót na najwyższy szczebel rozgrywkowy wiąże się z tym, że marka znowu jest rozpoznawalna i ten proces musi trwać.
W tym okienku nie mieliśmy do czynienia z sytuacją, żeby zawodnik nie zdecydował się na przyjście do klubu ze względu na lokalizację, czy jakieś inne czynniki geopolityczne. Myślę, ze tutaj jest wiele rzeczy, które są atrakcyjne dla zawodników. Sam fakt bazy treningowej, kameralnego, ale dobrze postrzeganego obiektu i wszystkiego, czego tak naprawdę piłkarze potrzebują – sprzętów treningowych, siłowni, gabinetów fizjo, odnowy biologicznej, szatni. Czasem może się tak zdarzyć, że ktoś uzna, że chce mieszkać w milionowym mieście, czy takim, które daje większe możliwości, jeśli chodzi o obcowanie z kulturą, czy inne opcje spędzania wolnego czasu. Aczkolwiek w założeniach właścicieli jest to, że zawodnicy mogą mieszkać w pewnej odległości od Niecieczy, co pozwala im wybierać między innymi Tarnów, który myślę, że te kryteria w większości spełnia. Choć czasami pojawią się dużego formatu gwiazdy, które myślą trochę inaczej.
W historii występów Niecieczy w Ekstraklasie kwestie finansowe klubu nigdy nie generowały problemów, pojawiały się za to zbyt nerwowe ruchy, złe decyzje, nieporozumienia etc. Czy w obecnym kształcie struktur właścicielskich kibice mogą być spokojni o większą stabilizację? Nie bez powodu mówi się, że Nieciecza ma szansę być jednym z najzdrowiej funkcjonujących miejsc na mapie polskiej piłki.
Warto to podkreślać, że tak naprawdę jest. Kilku dziennikarzy sportowych pisało w ostatnim czasie o tym, że to jest najzdrowsze miejsce i stadion oraz baza treningowa jest własnością spółki klubowej. Wspaniałe jest to, że sponsor daje dużą stabilność klubowi i rzeczywiście to może być takie miejsce. Moje kompetencje są zupełnie inne. Wiadomo, że pewnego rodzaju doświadczenia, z którymi miałem styczność, wiążą się z tym, że pani prezes czasem zwraca się do mnie z pytaniem jaki miałbym pomysł, chce zaczerpnąć opinii, natomiast sto procent decyzyjności jest po stronie pani prezes i rodziny Witkowskich. Sytuacja po tych kilku kolejkach, jeszcze przed przerwą na reprezentację nie była łatwa, ale trener ma kredyt zaufania. Jak patrzę na aspekt komunikacyjny w klubie, to twierdzę, że on jest naprawdę na bardzo wysokim poziomie i nie są podejmowane zbyt pochopne decyzje. Jest też więcej spokoju i zrozumienia dla procesu, który się odbywa jeżeli chodzi o kształtowanie zespołu, więc wierzę w to, że czasem mogą być trudniejsze chwile, bo to jest sport. Dwa zespoły ciężko pracują, żeby w weekend wygrać mecz i nie zawsze będzie tak, że ten zespół który nawet więcej zrobi, zwycięży. Dlatego należy mieć chłodną głowę, ale nie zawsze to da się zrobić. Musimy pamiętać o tym, że mało jest takich miejsc, gdzie tak znaczącą pozycją w budżecie jest wsparcie od tytularnego sponsora, bo w większości przypadków znaczącą jest kwota wsparcia od Canal+, czyli partnera medialnego, czy Ekstraklasy SA. Wiele klubów w Polsce finansowanych jest z budżetu miasta, bądź też zespoły grają na obiektach miejskich, a tu mamy zupełnie inną sytuację, dużo bardziej komfortową. Wiadomo, że tutaj mamy stadion o pojemności ponad 4,5 tysiąca miejsc, kibiców jest sporo, natomiast kluby tych większych ośrodków mają ich dużo więcej. Wierzę w to, że budujemy tutaj coś, co będzie miało mocne podstawy w każdej przestrzeni związanej z klubem. Liczymy na to, że te kolejne tygodnie będą bardziej udane nie tylko, jeśli chodzi o poziom gry, bo on był dobry, ale też, a może przede wszystkim o punkty.