Wciąż mamy kalendarzową zimę, ale w regionie sądeckim coraz częściej płoną trawy. Problem pojawił się w ostatnich dniach także na ziemi gorlickiej. W statystykach pożarowych najgorzej wypadają mieszkańcy Nowego Sącza i powiatu nowosądeckiego.
Tylko minionej doby (2o i 21.02), służby musiały wyjeżdżać ponad 20 razy. Taka liczba zgłoszeń staje się jednak standardem w ostatnim czasie. Sprawdza się przy tym powiedzenie nowosądeckich strażaków: „Gdy zaczynają płonąć trawy przy Winnej Górze przy Węgierskiej, to znaczy, że sezon wypalania traw już się rozpoczął”.
– W 2019 roku temu mieliśmy ponad 500 pożarów traw, rok później niecałe 400, w 2021 roku około 300. Tendencja spadkowa wynika z tego, że wiosną było dość mokro – mówi Paweł Motyka, zastępca komendanta Państwowej Straży Pożarnej.
Tym razem ocieplenie nie dość, że przyszło wcześnie to też, mówić możemy, ale o suchej wiośnie. Widać tego efekty.
Najwięcej wyjazdów dotyczyło miejscowości Doliny Popradu, ale też okolic Łącka i Podegrodzia.
Trochę lepiej sytuacja wygląda w regionie gorlickim, bo to tylko cztery pożary w tym roku, a w zeszłym było ich 70 od stycznia do grudnia.
– Wypalanie traw nie tylko nie użyźnia gleby, ale też sprawia, że w danym miejscu zaczyna rosnąć więcej chwastów. Taka ziemia potrzebuje kilku lat, by gleba wróciła do stanu przed pożarem – przypomina Dariusz Surmacz, rzecznik Państwowej Straży Pożarnej w Gorlicach.
Cisza – miejmy nadzieję, że nie przed burzą – za to w regionie limanowskim. Do tej pory nie było zgłoszeń.
Zazwyczaj karą za wzniecenie pożaru traw jest grzywna, ale nie tylko. – Jeśli straty są duże lub ktoś zginie w takim pożarze, można trafić do więzienia, więc tu nie ma żartów. Jeśli połączy się pożary trwa z silnymi podmuchami wiatru, to nawet strażacy mogą sobie z tym nie poradzić – ostrzega Paweł Motyka.
Zgodnie z obowiązującymi przepisami wypalanie traw jest zabronione. Te kwestie regulują ustawy: o ochronie przyrody i o lasach. Karą może być nagana, areszt lub grzywna od 5 do 20 tysięcy złotych.