Wywozili całe rodziny, kobiety i dzieci, nawet noworodki. Podróż w głąb Związku Sowieckiego trwała miesiąc. Już na tym etapie wiele osób zmarło z głodu.
Tak w światowym Dniu Sybiraka wspominają wojenne wydarzenia rodziny zesłanych na Syberię Polaków.
Wśród przymusowo deportowanych była mama Jana Kity, prezesa Związku Sybiraków w Tarnowie.
– Przeżycia z czasów zesłania udzielały się przez całe jej życie. Jechała tam z moimi siostrami. Siostra była dopiero urodzona. To przeżycie dla matki było tragiczne. Jechały w wagonie przez miesiąc. W tym czasie nie było co dać dziecku jeść, ani pić.
Głód, choroby i wycieńczenie towarzyszyły zesłanym również w kolejnych latach. Najpierw z powodu wojny, potem zmian ustrojowych.
Szacuje się, że zmarło w ten sposób 30, a nawet 50% deportowanych. Większość Polaków nigdy nie wróciła do kraju, części udało się to dopiero po wielu latach lub w kolejnych pokoleniach.
– Jestem repatriantem. Urodziłem się w Kazachstanie. Wysłano tam moich rodziców, babcie i dziadka. Na początku było bardzo trudno. Mieszkali w ziemiance. Później pojechali do innej wioski. Tam było lepiej. Dach domu był z blechy, nie ze słomy. Było lepiej, dopóki nie zaczęła się pierestrojka. Wtedy nie było żadnej wypłaty, żyło się z gospodarki. Dzięki świniom i bydłu przeżyliśmy
– mówił Pan Anatol ze Związku Sybiraków w Tarnowie.
Światowy Dzień Sybiraka obchodzony jest w rocznicę ataku Armii Czerwonej na Polskę.
W Tarnowie pamięć zmarłych na zesłaniu uczczono podczas uroczystej Mszy św. odprawionej w Bazylice Katedralnej. Następnie złożono kwiaty pod pomnikiem Ofiar Stalinizmu.