W drugi dzień świąt Bożego Narodzenia przed laty o świcie wychodzili podłaźnicy. W tradycji naszych przodków był to dzień, w którym można było znaleźć idealną kandydatkę na żonę.
Kawalerowie odwiedzali dom wybranki, by upewnić się, czy zdążyła już posprzątać izbę.
– Ich wizyta polegała m.in. na tym, żeby przyłapać dziewczynę, czy izba jest posprzątana czy nieposprzątana. To świadczyło o niej, jaką będzie w przyszłości gospodynią. Dziewczyny starały się z samego rana całą izbę wysprzątać, bo po dwóch dniach świętowania w izbie było dużo słomy, siana, zboża, było mnóstwo śmieci, tym bardziej, że pierwszego dnia nic nie robiono w domu –
– tłumaczyła etnograf Danuta Cetera.
Z kolei panny wysypywały plewy, które zebrały w izbie i wyrzucały je na podwórko. Jeśli pierwszy przyleciał wróbel, mogła spodziewać się niezbyt urodzajnego kawalera, jeśli pojawił się kruk lub wrona, miało to zwiastować dobrego przyszłego męża.