Nagłe spuszczenie wody nie było zamierzone, ale nastąpiło na skutek awarii – tak prezes zarządu elektrowni wodnej w Ostrowie tłumaczy sytuację, która doprowadziła do śmierci ryb w rzece.
Od niedzieli wędkarze znajdują duże ilości śniętych ryb przy brzegu Dunajca.
Krzysztof Pociecha w rozmowie z RDN Małopolska podkreśla, że płynącej wody nie dało się zatrzymać.
-Sprawa opuszczenia powłoki jazu nie była przez nas zamierzona. To była kwestia awaryjności tego jazu. Pękły nam rury pomiędzy blokiem, a główną powłoką jazu. W związku z czym musieliśmy go awaryjnie opuścić. Natomiast całe nieszczęście polegało na tym, że powyżej naszych umocnień brzegowych, pomiędzy mostami brzeg jest nieuregulowany. Są tam koryta, które nie mają odpływów. Tam było tych ryb najwięcej.
Krzysztof Pociecha tłumaczy, że trwający od kilku dni zwiększony upływ wody w jazie spowodowany był pęknięciem rur. Jaz pod naporem wody samoczynnie opadał. Próby podniesienia go, mimo uruchamiania kolejnych pomp nie przynosiły skutku. Dodatkowo pęknięcie cały czas się powiększało. Aby zatrzymać ten proces i umożliwić naprawę, podjęto decyzję o kontrolowanym opuszczeniu jazu.
-Od kilku dni zauważyliśmy bardzo duży upływ wody w jazie. Musieliśmy dokładać kolejne pompy, żeby go dopompowywać, bo on jest pompowany wodą. Niestety to nie przynosiło skutku, do tego stopnia, że już mieliśmy trzy pompy pracujące, a jaz nam cały czas opadał. Podjęliśmy, więc wspólnie z wykonawcą inicjatywę, żeby ten jaz opuścić. Staraliśmy się go opuścić jak najwolniej. On sam się opuszczał przez to, że miał bardzo dużą nieszczelność. Ta nieszczelność się powiększała. Baliśmy się, że się jeszcze bardziej powiększy. Na łączeniu rur pomiędzy elektrownią, a jazem jest dylatacja, w której nastąpiło pęknięcie. To jest spowodowane tym, że budynek jest młody. On po prostu jeszcze prawdopodobnie osiada, albo nastąpił jakiś nagły skurcz betonu. Trudno nam dzisiaj powiedzieć, jak to wygląda z punktu widzenia budowlanego.
Krzysztof Pociecha dementuje również doniesienia, jakoby na Dunajcu miała pojawić się fala zagrażająca osobom znajdującym się poniżej elektrowni. Tłumaczy, że woda była spuszczana przez wiele godzin, ale nie w sposób gwałtowny.
-Przede wszystkim my nie mamy tutaj żadnego zbiornika retencyjnego. My mamy wodę płynącą. Opuszczaliśmy powłokę jazu przez prawie 12 godzin. To jest mniej-więcej 5 do 10 centymetrów na godzinę. I nie spowodowaliśmy żadnej fali.
Zarząd elektrowni deklaruje również, że pokryje koszty ponownego zarybienia.
Krzysztof Pociecha podkreśla również, że zrzut wody nie był tajemnicą. Jak twierdzi – o awarii i planowanych działaniach poinformowano wszystkie zainteresowane strony.
-Nas się oskarża, że myśmy gdzieś te ryby wywozili. Nie. Było dwóch, momentami trzech naszych pracowników, którzy robili co mogli, żeby te ryby wyzbierać, tylko i wyłącznie po to, żeby nie doszło do jakiegoś skażenia wtórnego. Jesteśmy skłonni pokryć wszystkie koszty, które są związane z tym, żebyśmy ponownie ten odcinek zarybili. Wszystko staraliśmy się zrobić pod kontrolą. Poinformowaliśmy wszystkie możliwe strony, które były do poinformowania. Przede wszystkim Zakłady Azotowe. Byliśmy w kontakcie z Wodami Polskimi. Poinformowaliśmy Polski Związek Wędkarski. Był tutaj przedstawiciel związku w dniu, którym to opuszczaliśmy, żeby sprawdzać.
Według Powiatowego lekarza Weterynarii w Tarnowie Pawła Wałaszka, z powodu awarii elektrowni mogło zginąć około 600 kilogramów ryb.
-W wyniku dość szybkiego opadnięcia wody – około 3 metrów, ryby, które znajdowały się w terenach płytkich, przybrzeżnych i środkowej części Dunajca, zostały uwięzione z uwagi na to, że nie zdążyły odpłynąć przy tak szybkim spadku wody. Z tego co ustaliłem, są to około trzy kosze ryb, w granicach między 400 – 600 kilogramów. Różnego rodzaju i wielkości ryby.
Postępowanie w tej sprawie prowadzi tarnowska policja.
-To było zgłoszenie w związku ze śniętymi rybami, które zostały tam odnalezione, po stronie miejscowości Ostrów. Czynności zostały na początku przeprowadzone wspólnie ze strażakami. Niestety ze względu na porę wieczorowo-nocną i utrudnione działania w tym momencie oględzin, zostały one przeniesione na następny dzień, czyli poniedziałek. W poniedziałek od samego rana wykonywaliśmy tam właśnie oględziny. Zostały zabezpieczone ślady, zostały przekazane do prowadzenia w komisariacie policji Tarnów-Zachód. Zostało to zakwalifikowane, jako zagrożenie przestępstwem określonym w artykule 182 kodeksu karnego, czyli zanieczyszczenie wody. W tym momencie będą wszystkie czynności prowadzili policjanci z wydział PG (walki z przestępczością gospodarczą) z Komendy Miejskiej Policji w Tarnowie i będziemy starać się ustalić dlaczego tak właściwie się to wszystko wydarzyło. Wstępne informacje zostały również przekazane Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska. Na miejscu byli również przedstawiciele Wód Polskich, a także inspektorzy sanitarni.
– mówi asp. sztab. Paweł Klimek, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Tarnowie.
Pierwsze doniesienia o sprawie pojawiły się w niedziele wieczorem. Pochodziły od wędkarzy.