’Polak, Węgier – dwa bratanki’! To znane przysłowie w praktyce mogli poznać uczestnicy Magyar Piknik, czyli pikniku węgierskiego, zorganizowanego w sobotę (26.08) na stadionie w Koszycach Wielkich (gm. Tarnów).
Podczas tego wyjątkowego spotkania kultur była okazja do degustacji regionalnych potraw obu kuchni połączona z wieloma atrakcjami dla wszystkich – od najmłodszych po tych starszych. Na stoiskach królowały doskonale znane polskie dania, jak choćby zupa fasolowa z ‘pięknym Jasiem’, staropolski żurek czy mordonie, przygotowane przez koła gospodyń wiejskich, ale nie zabrakło też tradycyjnych węgierskich i siedmiogrodzkich przysmaków, na czele z gulaszem, tortem z palonego cukru, skwarkami smakowymi, czy halászlé – tradycyjną zupą rybną.
O to, jak powstaje ten wywar, zapytaliśmy ekspertów – samych Węgrów.
– Najlepiej jak sobie człowiek sam złowi różne drobne ryby. Później z nich robi taki wywar, gotując z cebulą. Następnie trzeba to przetrzeć, by został sam wywar. Później do tego kładzie się kawałek karpia, paprykę, przeważnie pikantną oraz sól i tyle. Jest ona prosta. Najlepiej, jak tam jest dużo różnorodnych białych ryb. Przygotowuje się ją dwadzieścia minut, jak już mamy wywar. Natomiast sam wywar gotuje się mniej więcej godzinę
– mówi burmistrz miejscowości Jaszdózsana István Szerencsés.
O tym, że węgierska zupa rybna stanowiła prawdziwą furorę świadczy fakt, że rozeszła się w kilkanaście minut!
Mieszkańcy regionu, którzy mimo niepewnej, deszczowej pogody, licznie przybyli na wydarzenie cały czas zachwalali walory smakowe degustowanych potraw, a także podkreślali miłą i rodzinną atmosferę panującą na pikniku.
– Zupa rybna była bardzo smaczna. Fajnie było czuć te ryby – mięso bardzo delikatne. Konsystencja, aromat przypraw z rybą bardzo fajnie się komponował. Jeszcze udało mi się zjeść gulasz i kołacze. Cieszę się, że je zjadłem, bo bardzo byłem zafascynowany tym, że widzę kołacze i chcę je zjeść. To było moje takie małe marzenie dzisiaj. – Spróbowałem już większość rzeczy: dzika, gulasz, kapuśniak, zupkę gulaszową, kiełbaskę salami. Wszystko pyszne, pikantne, akurat pod moje gusta. Uważam, że głównie przy takich wydarzeniach można się dobrze integrować. Jak to mówią: ‘Polak, Węgier, dwa bratanki’. – Teraz jem fasolkę, jest bardzo fajna, lekko pikantna. Próbowałem też ten bigos, ale jak dla mnie troszkę był zbyt kwaśny. Oczywiście palinka była bardzo fajna, no i małe kromeczki z kiełbaską i słoninką, teraz czekam na dzika. Myślę, że taki piknik to bardzo fajna rzecz. Jeszcze 11 listopada Węgrzy mają tutaj być. Mamy Bramę Seklerską w centrum. Wszystkie imprezy, w których jesteśmy połączeni my i Węgrzy są bardzo ciekawe. – Jest fajnie! Popróbowałyśmy potraw na świeżym powietrzu, deszcz nam nie przeszkadza!
Do Koszyc Wielkich na piknik przybyły delegacje z samorządów, współpracujących z gminą Tarnów – Węgrzy z miejscowości Jaszalsoszentgyorgy oraz z Csíkszentsimon położonego w Siedmiogrodzie w Rumunii, zamieszkałego w całości przez mniejszość węgierską. Wójt Grzegorz Kozioł podkreślał, że tego typu wydarzenia są doskonałą okazją do wzajemnej integracji, wymiany doświadczeń, a także przypominaniu o wspólnej historii.
– My musimy wiedzieć o tym z historii, że kontakty, nasza przyjaźń i symbioza z Węgrami to już 700-letnia tradycja – od rządów Andegawenów, poprzez króla Stefana Batorego, ale to również generał Józef Bem, który urodził się w Tarnowie, no i cały okres II wojny światowej, kiedy to Węgrzy naprawdę pomagali Polakom. I teraz, w tym czasie kultura węgierska i kultura polska, tutaj w Koszycach Wielkich, tworzą symbiozę. Uznaliśmy wspólnie z naszymi węgierskimi partnerami, że ta przyjaźń powinna być otwarta dla wszystkich mieszkańców. To jest przyjaźń, która ukazuje nam, że ‘Polak, Węgier, dwa bratanki’ – potrafimy wspólnie ze sobą mieszkać i razem działać.
Zdaniem burmistrza Istvána Szerencsésa, to wzajemne zbliżenie się do siebie Polaków i Węgrów jest niezwykle istotne, szczególnie w obecnych czasach.
– Dziesięć lat spędziłem w Polsce i wszystkim mówię, że jak żyję, to jeszcze przez sto lat nie będę mógł się odwdzięczyć za to, co dostałem od Polaków. Mi się wydaje, że ta nasza wspólna integracja jest teraz bardzo potrzebna, nawet bardziej niż kiedykolwiek. Teraz świat jest zglobalizowany, zapominamy o mniejszych regionach, nawet o przyjaciołach z różnych krajów. Najbardziej jestem dumny z tego, że Polacy wiedzą, że Siedmiogród to nie jest Rumunia, ale czyste węgierskie tereny!
Oprócz kulinarnych doznań, przygotowano również sporo atrakcji kulturalnych. Była wystawa zwycięskich wieńców dożynkowych, warsztaty z wyplatania koszy z wikliny, loteria fantowa, dmuchańce dla dzieci, a także Amatorski Festiwal Piosenki. Całość uświetnił recital Marcina Korbuta, który zaśpiewał przeboje począwszy od Presleya aż po Wodeckiego oraz występ Orkiestry Dętej z siedmiogrodzkiego Csíkszentsimon. Z kolei na zakończenie odbyła się biesiada taneczna z Zespołem Feniks.
To nie przypadek, że Magyar Pinkik został zorganizowany przez gminę Tarnów w Koszycach Wielkich. To właśnie tam, w centrum miejscowości, znajduje się Brama Seklerska, podarowana przez Węgrów z Siedmiogrodu.