Ruszył sezon grzewczy, a wraz z nim bardzo szybko pogorszyła się jakość sądeckiego powietrza. Od paru dni poziom szkodliwych cząsteczek w nowosądeckim powietrzu bardzo wyraźnie przekracza dopuszczalne normy.
Chociażby dziś (13.10) w nocy w różnych rejonach miasta, poziom szkodliwego pyłu PM10 znacznie przekroczył 200%.
Mieszkańcy Nowego Sącza już zaczynają to odczuwać. – Ludzie palą tym, co mają i to czuć – mówi starszy mężczyzna, wracający z zakupów w centrum miasta. – Dzisiaj rano jechałem samochodem i było czuć te zapachy. Pewnie to już efekt palenia w piecach – dodaje mieszkaniec powiatu, pracujący w Nowym Sączu.
Ci, którzy nie posiadają centralnego ogrzewania, zaczęli już opalać swoje domy. Nie zawsze tym, czym można. A czym można?
– Gazem, ale ten drożeje. Węglem też, choć tu sytuacja jest podobna, bo od węgla musimy odchodzić. Jest też inny opał – mówi Grzegorz Tabasz, dyrektor Wydziału Środowiska w Urzędzie Miasta Nowego Sącza.
– To może być dobrze wysuszone drewno, liściastych gatunków, sezonowane dwa lata pod zadaszeniem na wolnym powietrzu i o wilgotności poniżej 20%. Oprócz tego pellet, dla tych, którzy są posiadaczami pieca pelletowego. Możemy też palić tradycyjnym węglem i tutaj polecałbym paliwa niskoemisyjne typu szarlej. To jest taki ekogroszek z dodatkiem błękitnego węgla. Jest on niewiele droższy od tego zwykłego „groszku”, natomiast jego emisyjność do powietrza jest bardzo niewielka – dodaje.
W mieście cały czas działa program wymiany pieców. Choć miasto przeznaczyło na ten cel 5 milionów złotych do połowy 2023 roku, to jak przyznaje Grzegorz Tabasz, zainteresowanie mogłoby być większe. Codziennie do urzędników zgłasza się w tej sprawie od 3 do 5 osób, a w samym mieście zinwentaryzowanych jest jeszcze naprawdę sporo tak zwanych „kopciuchów”.
– Mamy około 3700, a w okolicy, w kotlinie sądeckiej jest około 15 tys. i proszę pamiętać, że to one pracują na ten wynik. To jest najgorsze, bo my jesteśmy na dnie kotliny, a wszyscy dookoła palą.
Od początku tego roku Straż Miejska w Nowym Sączu dokonała już około 350 kontroli palenisk. Strażnicy nie korzystają już z dronów. Pilotażowy program używania tych urządzeń nie zdał egzaminu.
– Przeszkoliliśmy trzech operatorów. Do tego były potrzebne badania lotnicze, ale w międzyczasie, kiedy dochodziliśmy do tego, to okazało się, że ten dron, który dostaliśmy, może służyć tylko do treningu i nie może latać w przestrzeni publicznej. Następnie pojawiły się kategorie, do 5 kg, powyżej 5 kg wagi. Była też potrzeba rejestracji, potrzeba certyfikatów na to wszystko i zaczęły kosmicznie rosnąć koszty – podkreśla komendant Straży Miejskiej w Nowym Sączu, Ryszard Wasiluk.
Trudności narastały, bo okazało się, że firma wykonująca drona zwróciła się o dodatkowe opłaty, a sama maszyna też nie działała bez komplikacji. Okazuje się, że dron wirował nad kominami na tyle, by móc w kilku przypadkach spowodować cofki dymu z powrotem do budynków. Był też na tyle delikatny, że cząstki pyłowe po prostu go zanieczyszczały.
Ponadto dron wyłapywał z powietrza dosłownie wszystko, a to utrudniało badanie tego, co spalane jest w danym gospodarstwie domowym. Samo badanie z drona nie mogło być podstawą do nałożenia mandatu, bo strażnicy miejscy i tak mieli obowiązek wejść do domu, aby pobrać próbki.
– Okazało się więc, że najbardziej efektowna jest tradycyjna metoda. My wykonujemy kontrolę, gdy widać dym i wchodzimy, czyli jest efekt palenia, jest źródło i to się okazało najskuteczniejsze, bo to widzimy. Ujawnialiśmy różne rzeczy, ale również nawet sprawy przeciwpożarowe, gdzie dywany były przy piecu, który był obsługiwany – zauważył Wasiluk.
Podsumowując, strażnicy miejscy dalej działają w sposób tradycyjny i jak twierdzi komendant, bardziej skuteczny. Miasto oprócz zewnętrznych dotacji uruchomiło swój autorski program wymiany starych palenisk, bo jak twierdzili urzędnicy, oczekiwanie na rozpatrzenie wniosków z programów centralnych trwa zbyt długo.
Program miejski przyspieszył wymianę, bo mogą z niej korzystać osoby, które w poprzednim programie były na liście rezerwowej. W tym wszystkim nie możemy zapominać o położeniu Nowego Sącza w kotlinie śródgórskiej oraz o wolno idącej wymianie pieców w gminach ościennych. To wszystko wpływa na to, że prawdopodobnie przed nami jeszcze długa walka z sądeckim smogiem.